Słysząc tyle sprzeczności i kłamstw w wypowiedziach przedstawicieli rządu naszego kraju na temat umowy zwanej ACTA, nie mogłem się oprzeć, żeby nie napisać kilku słów na ten temat.

Manifestacje, dość tłumne, sprzeciwiające się wprowadzeniu ACTA odbyły się w wielu miastach m.in. w Gdyni, Kielcach, Krakowie, Lublinie, Poznaniu, Przemyślu, Szczecinie. Ale nie o tym chcę napisać. Chcę napisać o kłamstwach.
Minister Michał Boni jednego dnia oświadcza, że Polska nie musi podpisywać ACTA, lecz już na drugi dzień twierdzi, że jednak musi.
Wszystkie kraje europejskie to podpisały. [...] Nie możemy tego nie podpisać.
Z kolei minister Bogdan Zdrojewski dowodził w licznych wywiadach, że treść umowy ACTA była jak najbardziej konsultowana przed podjęciem decyzji o jej podpisaniu przez nasz kraj.
Natomiast Michał Boni gadał w radio, że „premier Tusk nie był zadowolony z tego, że nie odbyły konsultacje społeczne w sprawie ACTA”. Mało tego, minister Boni nawet przepraszał publicznie za brak konsultacji w sprawie ACTA.
Premier Donald Tusk najpierw twierdził, że konsultacje były, ale zaraz potem, tuż po podpisaniu umowy w Tokio, zapowiedział, że poprosi ministrów Boniego i Zdrojewskiego „o szczegółowe wyjaśnienia w sprawie konsultacji dotyczących umowy ACTA”.
Innym razem minister Boni, na radiowej antenie mówił: „Wszystkie kraje europejskie to podpisały”. Natomiast minister Zdrojewski oświadczył: „Bez względu na to, czy  polski parlament to ratyfikuje, czy podpiszemy tę umowę w Tokio, czy też nie, jeśli określona grupa państw w Europie podejmie tę decyzję i ratyfikuje umowę, to te przepisy obowiązywać będą także w Polsce”.
Przyznacie zapewne, że można się w tym wszystkim pogubić, prawda? Jeżeli „wszystkie kraje europejskie podpisały” a mimo to „jeśli określona grupa państw w Europie podejmie tę decyzję i ratyfikuje umowę, to te przepisy obowiązywać będą także w Polsce” – to po co Polska MUSIAŁA PODPISYWAĆ?
Jeśli konsultacje były, to po co premier Tusk ma poprosić o „o szczegółowe wyjaśnienia w sprawie konsultacji dotyczących umowy ACTA”?
W Tokio okazało się, że dopiero tam ambasadorowie krajów europejskich, w imieniu swoich rządów, podpisali ACTA. Podpisu nie złożyli tylko przedstawiciele dyplomatyczni: Cypru, Estonii, Holandii, Niemiec i Słowacji.
Wrócę jeszcze do stwierdzeń premiera i innych przedstawicieli rządu w kwestii „musimy” oraz które kraje europejskie podpisały ACTA przed podpisaniem umowy w Tokio przez Polskę. Okazało się bowiem, że była to jedna wielka „ściema” i ordynarne kłamstwo polskiego rządu.
Otóż szwedzki europarlamentarzysta Christian Engstroem z Partii Piratów powiedział brutalnie wprost: „Żaden kraj UE na razie nie podpisał ACTA. Jeśli minister Boni tak twierdzi, kłamie. Wszystkie kraje, które uczestniczyły w negocjacjach mają czas na podpis do 31 marca 2013 roku. Podpisać jednak nie muszą. Wystarczy powiedzieć NIE”.
I jeszcze wypowiedź Engstroema odnośnie stwierdzenia ministra Boniego, który dowodził: „Wszystkie kraje europejskie to podpisały, myślę, że jest trochę za późno, ten proces przecież trwa tak naprawdę od 2006 roku, Polska w nim uczestniczy od 2008 roku. Polska powinna „dobudować” do tej umowy klauzulę, która będzie pokazywała, jak my interpretujemy te punkty”.
Christian Engstroem był innego zdania niż Michał Boni, gdyż powiedział: „Na pewno polski rząd nie może ratyfikować ACTA doczepiając do umowy jakieś interpretacje jej zapisów. Negocjacje już się dawno zakończyły i Polska zgodziła się na to, co znajduje się obecnie w umowie. I co zobowiązuje w przypadku ratyfikacji wszystkie kraje sygnatariusze w ten sam sposób, bez wyjątku”.
Muszę przy okazji chyba pochwalić premiera Donalda Tuska (powiedzmy, że za konsekwencję w działaniu czy też upór), który wobec wszelkiego rodzaju protestów, demonstracji, sprzeczności i kłamstw swoich ministrów (a także własnych) zapowiedział swego czasu: „Nie ustąpimy w żadnym wypadku wobec szantażu!”. Trzeba przyznać, że jak powiedział, tak zrobił. Tyle, że nie było to konsekwencją żadnego szantażu, lecz brnięciem we wcześniej wygłoszone kłamstwa.
A już na zakończenie proszę o uruchomienie odrobiny wyobraźni i wyobrażenie sobie, że jesteście np. właścicielami sklepu, który w waszym imieniu oraz za wasze pieniądze prowadzi wynajęty sprzedawca. W pewnym momencie stwierdzacie, że ów sprzedawca, biorąc wasze pieniądze, zwyczajnie was oszukuje kręci. Co byście zrobili z takim sprzedawcą? Ja bym normalnie wywalił go na zbity pysk, bo nie stać mnie na to, żeby komuś płacić za łgarstwa. A was stać?